wtorek, 26 kwietnia 2011

blog zostaje zamknięty

kolejne teksty na różne ciekawe tematy pojawiać się będą na mojej oficjalnej stronie maciejplater.pl.

wszystkie dotychczasowe posty zostaną przeniesione pod wspomniany adres, a każdy nowy tekst zostanie otagowany jako "subjectiv" - będzie to jedyna żyjąca pozostałość po tym projekcie.

dziękuję za lekturę i zapraszam do nowego miejsca, gdzie już teraz roi się od nowości.

wtorek, 22 marca 2011

Pliki - wysyłanie, chmura, hosting.

Sendoid.com
Pewna internetowa nowość skłoniła mnie do tego małego przeglądu form dzielenia się plikami przez internet.

W zależności od potrzeb możemy tu wyróżnić dwie kategorie - z jednej strony szybką wymianę bez konieczności odzyskiwania pliku w przyszłości, z drugiej - konieczność posiadania backup'ów.

Bardziej zaawansowanymi produktami na tym polu są jak dotąd znane mi tylko dwie duże platformy - Dropbox i Windows Live Mesh. O ile pierwszy jest dla mnie niedoścignionym wzorem tego typu platform, tak z drugiego jestem po prostu zmuszony korzystać i stąd odrobina doświadczenia.

Dropbox i Mesh dają możliwość trzymania plików w chmurze, synchronizując pliki jednocześnie z wieloma urządzeniami. Mesh póki co obsługuje tylko komputery PC i raczej się to szybko nie zmieni. Plikami synchronizowanymi przez Dropbox możemy się cieszyć na komputerach, ale też komórkach.

Daje nam to swobodę dostępu do ważnych plików, a jednocześnie sprawia, że czujemy się bezpieczniej - kopia znajduje się zawsze w co najmniej dwóch miejscach, a do tego mamy możliwość ściągnięcia poprzednich wersji pliku z internetu! Dropbox'a poleciłbym też z innego, wydawało by się, że prozaicznego powodu - jest o wiele bardziej intuicyjny - Mesh sprawia wiele problemów, jest skomplikowany.

Ale co, kiedy chcę po prostu przesłać plik? W pracy zdalnej, lub innej, która wymaga stałego, szybkiego wysyłania plików do różnych osób chmura nie jest najlepszym rozwiązaniem - każdy plik trzeba udostępniać podając wiele danych, które zostają przyklejone do pliku na stałe.

Rozwiązaniem jak dotąd były serwisy online. Osobiście często korzystam z serwerów hostingowych - sendspace.pl, wyslijto.pl - są to pochodne gigantów (rapidshare, megaupload, etc), tyle że nie wymagają bezsensownego czekania przed każdym ściągnięciem. Plusem takiego rozwiązania jest fakt, że pliki przez jakiś czas (lub po rejestracji - na stałe) są dostępne niezależnie od tego, czy wysyłający jest podłączony do internetu, czy nie. Minusem jest wydłużenie faktycznego transferu przez podwójny cykl na zasadzie: "najpierw ja wysyłam, potem ty ściągasz".

I tu pojawia się nowa usługa łącząca dobre cechy wszystkich tych usług: Sendoid. Producent daje nam dostęp do swojej usługi zarówno przez przeglądarkę, jak i prosty programik, dający nieco więcej możliwości.

3 proste kroki działania Sendoid'a:
- wybieramy plik,
- otrzymujemy krótki link, który podajemy przez e-mail, komunikator itp. i czekamy na połączenie,
- plik wysyła się bezpośrednio z naszego komputera na komputer odbiorcy.

Najprostsza usługa peer-2-peer jaką znam, dostępna od zaraz, a co najwazniejsze - za darmo.

poniedziałek, 21 marca 2011

Przeglądarki...

Mamy końcówkę pierwszego kwartału 2011 roku. Na rynku przeglądarek internetowych niezmiennie króluje pięciu gigantów: Google Chrome 10, Mozilla Firefox 3.6.15 (już jutro o 15:00 zapowiadana premiera FF4), Opera 11, Apple Safari 5 oraz Microsoft Internet Explorer 9.

Z grubsza wszystko idzie w tym samym kierunku - minimalizacja pasków, zaawansowane zarządzanie kartami, zakładki, uczłowieczanie ustawień.

Obecnie różnice w czasie otwierania się przeglądarek są znikome, więc to żaden argument w wybieraniu najlepszej. To samo (biorąc w zestawieniu pod uwagę FF4 RC) sprawa ma się jeśli chodzi o przeznaczenie ekranu na przeglądanie internetu - kompresja pasków adresu/wyszukiwania, kart, zakładek, przycisków nawigacyjnych i menu przeszła ewolucję i jest obecnie standardem. Najlepiej porównanie ukazują liczby.

Przeglądarki pod względem wysokości pasków (w piklesach):
1 - Safari - 79px
2 - Chrome - 85px
3 - Internet Explorer - 84px + 2px ramki przy dolnej krawędzi = 86px
4 - Firefox - 90px
5 - Opera - 90px + 21px paska przy dolnej krawędzi = 111px



Warto zaznaczyć, że gdyby nie ramka w IE (biegnąca dookoła okna, wg. mnie zupełnie niepotrzebna), to w tym porównaniu Microsoft gryzł by pięty Apple'owi z wynikiem 82px!

Te wielkości są jednak niczym w porównaniu z procentowym udziałem ekranu. Weźmy pod uwagę najbardziej pokrzywdzonych - właścicieli małych ekranów netbook'ów gdzie najmniejsza możliwa rozdzielczość to 1024x600. Daje nam to odpowiednio 13%, 14%, 14%, 15% i 18,5% (prawie jedna piąta!).

Warto wspomnieć, że jedynie Chrome i Internet Explorer łączą funkcję paska adresu i wyszukiwania. Reszta nadal brnie w dwa niezależne pola.

To co jednak w przeglądarkach najważniejsze to renderowanie stron. Tu z czasem wyświetlania nie ma problemu, jednak szlag trafia, kiedy spojrzymy na efekty. Nadmienię, że już i tak jest bardzo dobrze, bo cztery z wymienionych przeglądarek wykonują swoją pracę niemal identycznie. Jak zwykle w tych sprawach wyłamał się tzw. "gigant z Redmond". Może to kwestia ledwie wypuszczonej dziewiątej wersji, a może po prostu kontynuacja dziwnej polityki - nie wiem. Efekt jest niezmiennie ten sam - strony fruwają bezwładnie nie dając się okiełznać.

Najgorsze jest to, że żale można wylewać dalej - IE to jedyna przeglądarka, która podczas instalacji wymaga zamknięcia wszystkich aplikacji, a następnie ponownego uruchomienia systemu. To także jedyna przeglądarka, którą uruchomimy wyłącznie z Vistą/Win7. Na domiar złego - kiedy testowałem usługę zagnieżdżania filmów z YouTUBE na swojej stronie - IE był jedynym graczem, dla którego należało wykonać ręczną aktualizację wtyczki Flash (nie mówiąc o tym, że należało się samemu domyślić dlaczego film się w ogóle nie pokazuje). To wszystko sprawia, że póki co końca krytyki na temat produktu Microsoft'u nie będzie widać.

Pomijając jednak wszelkie ataki widać, że producenci trzymają się pewnych ciekawie klarujących się ogólnych ram tego, jak powinna wyglądać współczesna przeglądarka. Czas pokaże, co dalej.

poniedziałek, 14 marca 2011

PITU PITU... 37

Rozliczam się z Panem Skarbowym od 3 lat. Tym razem (czas goni, już połowa marca) samodzielnie.

Na szczęście nie trzeba już biegać z papierami. Wystarczy usiąść na tyłku przed monitorem komputera i wykonywać polecenia. Wszystko można załatwić za pośrednictwem programu (lub jeszcze szybciej przez formularz internetowy) ze strony Ministerstwa Finansów.

Wchodząc na oficjalny kanał YouTUBE można na trzech krótkich filmach obejrzeć jak to działa, natomiast aby się rozliczyć, należy wejść na stronę udostępnionych przez ministerstwo formularzy (przed skorzystaniem konieczna instalacja wtyczki adobe). Wg mnie lepiej jednak pokusić się o instalację ministerialnego programu do rozliczeń.

Dlaczego? Dla większej kontroli.

Program daje nam dostęp do tych samych formularzy, jednak mamy do nich dostęp przez cały czas. Możemy zapisać wersję tymczasową, a także na bieżąco śledzić komunikaty dotyczące złożonych zeznań. Z łatwością można także dodać do bazy kolejne osoby, dzięki czemu tworzymy domową bibliotekę rozliczeń w jednym miejscu.

Brakuje tu tylko jednego - nigdy nie pamiętam, który PIT złożyć. Wątpliwości szybko rozwiał ten krótki artykuł (pit.pl).

niedziela, 23 stycznia 2011

Zasłyszane. Piwo ze zwierząt.

Chmiel*
Co ma wspólnego Heineken i Desperados? I co wyróżnia obie marki na tle Carlsberga, Żywca, Pilsner Urquell'a, Warki, Łomży, Bosmana, Lecha, Gingersa, Tatry, Żubra, Okocimia, Kasztelana, czy Redd'sa.

Wymienione nazwy łączy jedno - wszystkie są znanymi, promowanymi na polskim rynku markami piwa. Ale czy na pewno? Okazuje się, że tylko dwa pierwsze wymienione przeze mnie trunki zasługują na to miano. Można je śmiało stawiać na półkach obok browarów z Czarnkowa (Noteckie), browaru Amber (Koźlak, Piwo Żywe), koszalińskiego Brok'a (Brok, Kanclerz), a także obok piw czeskich (Zlaty Bażant, Zlatopramen, Staropramen), niemieckich (Zipfer, Fischer, Franziskaner) itd itp. Wszystko za sprawą tego, że (zabrzmi niezbyt odkrywczo) w składzie na ich etykietach wymieniony jest chmiel.

Niby jasne, niby oczywiste, bo na słowo chmiel piwo przychodzi na myśl jako pierwsze. A jednak doczekaliśmy czasów, w których niestety na skalę produkcji masowej tego składnika brakuje. Gdyby się zagłębić w etykiety, okaże się, że długa lista "piw" wymienionych na początku wypisuje, cytuję:

zawiera słód jęczmienny

i tyle. O chmielu ani słowa. Co ważne - sam słód nie ma goryczki, nadaje ją brakujący składnik. Zatem co sprawia, że piwo na jęczmieniu nadal jest gorzkie? Otóż na pomoc potrzebującym, oszczędzającym producentom przychodzą woły i cielaki!

Brzmi do prawdy idiotycznie, ale ale! Ze "śmiesznie" szybko przechodzimy na "niesmacznie", bowiem chodzi tu dokładnie o żółć bydlęcą. Wegetarianie na polskich stronach poruszających ten temat wzdrygają się, ogłaszając tymczasową, piwną abstynencję.

No ale jak widać w tytule - to tylko zasłyszana historia. W internecie grzmi, gdy się zagłębić w temat, ale nie ma żadnych dowodów na podawanie żółci. Pisze się, że jak już, to nie jest naturalna, że pozyskuje się ją syntetycznie. Inni w ogóle zaprzeczają takim zabiegom, a część wypowiedzi próbuje tłumaczyć brak samego w sobie chmielu na rzecz ekstraktu z tegoż produktu. Mnie te słowa nie przekonują. Jakimś cudem na etykietach wielu piw chmiel, ani jego ekstrakt nie występują.

*źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Chmiel_zwyczajny_-_szyszka.JPG

piątek, 21 stycznia 2011

Szczecin - digital_ia 2011

digital_ia
Szczecin, 13muz
2011
Mija tydzień od kolejnej edycji jednego z ciekawszych szczecińskich wydarzeń. Na festiwal się czeka. Czeka się, bo w ciągu kilku dni można popatrzeć, posłuchać, dotknąć i spróbować rzeczy niecodziennych.

13 muz co roku zmienia się w miejsce, w którym przebiega granica między sztuką cyfrową i analogową mieszając ich składniki, tworząc nową jakość. Mimo zachwycającego programu widownia jest mała, ale nikomu tu nie trzeba tłumów. To zresztą nic dziwnego - to ambitne, awangardowe wydarzenie, a nie "tania" impreza masowa.

W tym roku najciekawszym tematem był wg. mnie prezentowany przez EleKTro mOOn Vision 3d mapping. Luźny wykład, a potem projekcja w sali kominkowej (wideo można już obejrzeć na ich kanale vimeo). Najbardziej widowiskowy sposób wykorzystania cyfrowych rzutników.

Mapping to żywe, trójwymiarowe kino bez okularów. Dzieje się "tu i teraz", jest w zasadzie kinem jednego ekranu. Wizualizacje z wykorzystaniem trików perspektywicznych, modelowania 3d, prostych i bardziej złożonych animacji sprawiają, że na miejsca i rzeczy czasem zupełnie zwyczajne jest rzucane (dosłownie i w przenośni) nowe światło.

To wszystko wciąż pewnie nie jest jasne, zatem zachęcając napiszę tak: 3d mapping sprawia, że tapeta w pokoju staje się najciekawszym ze ściennych obrazów. Jednak najbardziej widowiskowymi mappingami są projekcje na elewacjach budynków.

A teraz - showtime!


czwartek, 6 stycznia 2011

Dziewczyna w czapce z daszkiem.

EveryDAY2010
maciejplater.pl
#005
Jakiś czas temu wpadłem na to, że nie potrafię poprawnie odmienić zdania z tytułu tego posta. Póki mamy liczbę pojedynczą - nie ma problemu, ale przy kilku dziewczynach zaczyna się już moja ułomność.

PRZYPADEK #1
Dziewczyny w czapce z daszkiem.

Niby ok, ale (tu odsyłam do rysunku) można to zrozumieć na opak - mamy wtedy kilka dziewczyn próbujących założyć jedną, wspólną czapkę. Głupie? Pójdźmy dalej.


PRZYPADEK #2
Dziewczyny w czapkach z daszkiem.

Czy lepiej? Sam nie wiem, ale teraz mamy (jak by się uprzeć) kilka dziewczyn, a każda ma na głowie kilka czapek. Ale jest jeszcze trzecia opcja.

PRZYPADEK #3
Dziewczyny w czapkach z daszkami.

Tutaj mamy zwykły fraktal - każda z dziewczyn ma kilka czapek, każda czapka kilka daszków.

Pytanie brzmi - która wersja jest poprawna?

A dla miłośników słownych zagadek - nieco ulepszona wersja.

Dziewczyna w czapce z daszkiem na głowie.

Do dzieła! (Dostrzegacie w wyobraźni te dziwne, trójgłowe koszmarki w czapkach?)