wtorek, 23 listopada 2010

Szczeciński Przegląd Autorskich Kabaretów SZPAK

SZPAK
Szczeciński Przegląd
Autorskich Kabaretów
2007-2010
czwarta edycja. siedzę w tym od samego początku. jestem nadwornym grafikiem najbardziej znanego w świecie polskiego kabaretu ptaka.

pierwsza edycja to był mój pierwszy plakat, pierwszy raz usłyszałem o CMYKu, o spadach i w końcu w pełni zrozumiałem co to jest do cholery to dpi.

od tamtej pory wiele się zmieniło, wiele się nauczyłem. kontaktowi z Grześkiem zawdzięczam wbrew pozorom bardzo istotne powiązanie mojego życia z kabaretem. poznałem całą tę machinę od kuchni. próby, organizacja festiwalu, zabawa w zapasowego dźwiękowca. z czasem okazało się, że wiem sporo, zatem kabaret przestał być mi obcym, "takim jak każdy" zleceniodawcą grafik i stron internetowych. zacząłem być poniekąd jego częścią.

tegoroczna edycja mimo potyczek organizacyjnych ruszy już za 2 dni. we czwartek polskie radio, potem 3 dni w pleciudze. sporo znanych nazwisk, telewizyjnych twarzy i sporo zabawy, wszystko przed nami.

w zeszły poniedziałek w pociągu do Wrocławia padały słowa goryczy o mentalności szczecińskiej widowni - prawie pół miliona osób, wśród których trudno dotrzeć do 300, które przyjdą świetnie się zabawić. ale o tym już było przy okazji Poligonu. w przedziale rozwinął się też wątek promocji i tu wymsknęły mi się słowa dość spontaniczne - hasło reklamowe, nieco w żartach - kto nie przyjdzie, ten skisł. jak się okazało - to wcale nie było takie głupie. pomysł został wyjęty z szuflady - zapraszam do zapoznania się z wywiadem.

SZPAK

piątek, 19 listopada 2010

Restart Androida

Google Android
długo czaiłem się na telefon Era G1. wpadł w moje ręce ponad rok temu, w tej chwili jest dość przestarzałym sprzętem na wersji 1.6 googlowego "oesu", co nie zmienia faktu, że nadal spełnia moje oczekiwania co do wielofunkcyjnego urządzenia mobilnego.

przede wszystkim G1 szczyci się jako jeden z niewielu pełną, fizyczną klawiaturą QWERTY, gdzie nawet każda cyfra ma swój oddzielny przycisk. rzadko spotyka się takie rozwiązania, a to daje o wiele większy komfort pisania niż każda jedna klawiatura dotykowa, na nawet największej przekątnej ekranu. można na niej pisać od razu, bez zbędnych zmian w przyzwyczajeniach. dodano tu także uproszczenie, umieszczając e-mailową "małpkę" na oddzielnym przycisku, ale do rzeczy.

ponad rok to dużo czasu, zatem miałem okazję już kilka razy restartować telefon zmasakrowany różną ilością aplikacji ściąganych zwykle dla zabawy, lub po prostu, żeby je sprawdzić, stwierdzić że nie są niczego warte i usunąć.

za każdym razem kiedy to robiłem, zastanawiałem się nad tym, ile aplikacji tak na prawdę służy mi na co dzień. zwykle zakładałem, że w sumie prawie nic nie muszę ściągać, że sam system mi wystarcza, ale za chwilę pojawiały się braki, które musiałem uzupełnić.

i oto pojawiła się lista androidowego niezbędnika. tak jak na każdym komputerze z windowsem instaluję na świeżym systemie gadu-gadu, google talk, pakiet open office, google chrome itd, tak i tu - zawsze ściągam ten sam, niezbędny pakiet.

są to (alfabetycznie):

- Basic Weather - potężny zbiór "widżetów" pozwalający na wyświetlanie prognozy pogody, ale i ciekawych informacji kalendarzowych.

- BatteryLife - świetny, rozbudowany pod względem dostępnych opcji widget pokazujący procentowe wykorzystanie baterii, jej temperaturę, moc, a także ikonę ładowania (z kabla/ z USB).

- Bebbled - kto by pomyslał, ale jednak - najlepsza "kulkowa" gierka na zabicie czasu, czy to w pociągu, czy (jeszcze do niedawna) na nudnym wykładzie.

- Color Flashlight - czyli po prostu latarka - wbrew pozorom ciężko się czasem obejść, kiedy już się człowiek przyzwyczai.

- Gmail Unread Count - widget pokazujący na ekranie obok ikony poczty ilość nieprzeczytanych wiadomości.

- Log2Calendar - czyli odkurzacz na esemesy i raport połączeń - wszystkie wybrane dane wysyła do kalendarza google, dzięki czemu niezależnie od pojemności telefonu możemy się cieszyć pełną historią naszych esemesów.

- NewsRob - świetny klient usługi Google Reader (czytnik google), dzięki któremu łatwo i przyjemnie można nadrabiać zaległości z ulubionych serwisów udostępniających kanały Atom/RSS. posiada wbudowany widget, który tak jak Gmail Unread Count, pokazuje ilość nowych aktualizacji.

- Simple Last.fm Scrobbler - prosta aplikacja wysyłająca do last.fm informacje o odtwarzanych na telefonie utworach.

i to by było tyle. bez nich się nie ruszam, ale są jeszcze dwie, o których warto wspomnieć - są to Barcode Scanner oraz 8pen.

pierwsza z nich to po prostu czytnik kodów kreskowych, kodów QR itd. widać je w mediach różnego typu coraz częściej, więc jest to (rzadko, ale jednak) przydatna aplikacja.

drugą z kolei polecam ciekawskim. 8 pen jest alternatywą dla tradycyjnego układu klawiatury. jest wręcz jej redefinicją, bo jeśli się do tego przyzwyczaić - jest chyba najlepszą opcją do pisania jednym palcem za pomocą ekranu dotykowego.

wtorek, 16 listopada 2010

Poligon Kabaretowy

Poligon Kabaretowy
2010
dziś o 06:00 nasz pociąg wylądował w szczecinie. w ciągu około 20 godzin odwiedziłem z Szarpaniną Wrocław (wstyd się przyznać, że byłem tam po raz pierwszy) gdzie wzięliśmy udział w comiesięcznym Poligonie Kabaretowym, który ma miejsce w bardzo przyjemnym, klimatycznym miejscu - Włodkowica 21.

zdecydowanie pod wrażeniem lokalu, ale przede wszystkim publiczności i mentalności tamtejszych mieszkańców. impreza o takim klimacie w Szczecinie byłaby nie do zrobienia nie dlatego, że nikt nie potrafi - po prostu u nas nie ma zainteresowania. a Wrocław? ci ludzie po prostu garną się do kultury - jeśli coś się dzieje, to są tam widzowie, uczestnicy, jakkolwiek by ich nie nazwać - ludzie po prostu przychodzą. w przypadku Poligonu zachwyca mnie to tym bardziej, że (jak widać na załączonym obrazku) plakat nie jest jakiś super zachęcający.

zdawało mi się, że haczyk może tkwić w kwestii niesamowicie dobieranego, zmiennego i zaskakującego repertuaru, ale odwiedzając dziś stronę kabaretu prowadzącego te spotkania wręcz rozczarowałem się - zmiany z miesiąca na miesiąc są nieznaczne, na dodatek, co już wiem z autopsji - cały program jednej edycji trwa 3-4 godziny, a ludzi w trakcie nie ubywa. nawet zdecydowanie zbyt długie gadanie konferansjerów nikogo tu nie odstrasza, nikt nie rezygnuje.przeciwnie, śmiechy nie ustają do samego końca.

zatem wszystko zdaje się być wyłącznie kwestią publiki - nie mają plakatów, nie mają super "pi-aru" - mają stronę, fejsbuka i pocztę pantoflową. i podczas gdy tam to jest wystarczające, aby zawalić salę ludźmi - w Szczecinie ciężko zagonić pałą 300 osób w jedno miejsce raz do roku - rozwinięta do szczytów forma reklamy, tysiące w(y)rzucone w druk, a efekty marne.

Poligon Kabaretowy
Włodkowica 21

piątek, 5 listopada 2010

SZCZECIN - Westiwal, Sztuka Architektury

Westival, Sztuka Architektury
2010
spostrzeżenia chwilę po otwarciu kolejnej (zdaje się czwartej) edycji szczecińskiego miesiąca poświęconego architekturze.

przede wszystkim nasuwa mi się z obawą, ale jednak, że "nie warto". mocno przerysowując jest to lansiarska impreza środowiskowa, nie mająca nic wspólnego z promocją sztuki architektury. nic nie mówiące, ideologiczne, pięknie brzmiące, a nic nie mówiące nazwy wykładów i wystaw nie budzą we mnie (jako niemal już byłego studenta architektury) większego zainteresowania, a co dopiero kogoś zupełnie nie związanego z branżą...

zbyteczny patos jak na tego typu treści. wykład otwierający to była totalna klapa, dziecinada. z wystaw na piętrze wskazałbym na palcach jednej dłoni co było godne zatrzymania się na dłużej. przede wszystkim poszedłem tam dla części, którą przygotowała Magdalena Hinz - z czterech instalacji dwie wyjątkowo godnie się prezentujące.

ale niestety poza tym, to jak na taką ilość autorów było wyjątkowo płasko i nudno, jakby ktoś próbował ich tam wrzucić na siłę. obszedłem wszystkie sale dwukrotnie, błagając o błyskotliwe zaskoczenie. zaskoczyłem się brakiem impulsu, trudno zachwycać się czymkolwiek na siłę.

wyniosłem z otwarcia imprezy (oprócz folderu i ulotki) niestety niezbyt pocieszający, luźny wniosek, że architekci to niekonkretni ludzie, którzy nic nie robią. zawsze tylko próbują. wciąż słyszę o "próbie określenia czegośtam", że "projekt jest próbą zdefiniowania tego i owego", a "w takim a takim eksperymencie staramy się znaleźć to a tamto". i rzadko kończy się to powodzeniem. wstydzimy się stwierdzeń, co zresztą widać po życiu projektowym - proces twórczy nie powinien mieć końca. można rzeźbić w zakresie obranego tematu w nieskończoność, ponieważ nigdy nie dochodzimy do perfekcji, a ostatecznie i tak musimy go przerwać "a bo czas/ prawo/ pieniądze". każdy ze smutkiem stwierdza, że "miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze". zawód, w którym jedyną perspektywą jest ta na planszy z wizualizacją projektu.

otwarcie oceniam zatem na 2 w skali studenckiej, jednak z możliwością poprawy w drugim terminie. przed nami cały miesiąc i kilka ciekawie zapowiadających się wydarzeń, także być może uda mi się jeszcze w akcie pokuty powiedzieć coś miłego na ten temat.

wtorek, 2 listopada 2010

SIC! Szczecin, I Care!

SIC! Październik 2010
nowy szczeciński informator kulturalny. mamy HOT magazine, ECHO, Prestige i inne szczecińskie, cykliczne darmówki. każda trafia do jakiegoś określonego grona, ma swój "target". SIC! nie konkuruje z żadnym z nich. jest czymś nowym. bardziej do poczytania. jest magazynem bardziej wyselekcjonowanym, skierowanym na sztukę, teatr, artyzm, ciekawe eventy. nie znajdziemy tam na pierwszej stronie reklamy popijawy w City Hall'u, nie znajdziemy też oczojebnych promocji na browar.

prócz rekomendacji wydarzeń, relacji z wystaw, recenzji albumów muzycznych, czy literatury jest tu też miejsce na krótkie teksty na dowolny temat, do poczytania przy kawie. w pierwszym numerze Przemek Głowa opisuje nam historię cmentarza centralnego, który wczoraj wiele osób odwiedziło w ramach święta. nie trzeba jednak czekać do kolejnego 01.11 - po przeczytaniu tekstu w domu, tramwaju, czy kawiarni na pewno część osób wybierze się tam na spacer po prostu pozwiedzać.

co ciekawe - nie jest tak, że nie ma reklam. są one po prostu bardzo dobrze dokomponowane. rygor graficzny daje doskonałe efekty, bo w większości przypadków nie da się na pierwszy rzut oka określić, czy dany fragment jest przez kogoś opłacany, czy to może fragment czysto z rąk redakcji.

dodatkowo nie dość, że SIC! ma niestandardowy, kwadratowy format, to ciekawostki wydawnicze czekają także we wnętrzu. środkowa strona przygotowana do wyrwania, złożona na 4 części daje nam możliwość nie rozstawania się z ciekawym, wyszukanym repertuarem na dany miesiąc, natomiast przedostatnia strona to równie innowacyjny pomysł - perforowane mini-wizytówki. reklamy, które można zabrać sobie na później, bez konieczności targania latem książeczki z grudnia.

SIC! do zgarnięcia w szczecińskich lokalach, a także w PDF'ie na oficjalnej stronie magazynu.

SIC! Szczecin, I Care!
SIC! na Facebook'u

poniedziałek, 1 listopada 2010

KSIĄŻKA - Wielki Chrzest Ziemi

Wielki Chrzest Ziemi
Jerzy Byrecki
2010
powieść jednego z doktorów z mojej uczelni. zupełnie niespodziewana publikacja, choć po namyśle - dość oczywista. ten życiowy multiinstrumentalista mógłby wydać breakcore'ową epkę, lub spędzić resztę życia w wiosce w Peru. jest nieprzewidywalny, dlatego rzeczy nieprzewidywalne nie powinny zastanawiać. ma wiedzę i jest inteligentny, co razem składa się na jego mądrość. nie wiem, jak czyta się te ileś-set stron komuś zupełnie przypadkowemu. znajomość autora na pewno zmienia odbiór. w każdym razie, tak jak kiedyś nakręcił film, tak teraz napisał książkę.

można ją łyknąć w jeden wieczór, tak samo, jak można w jeden wieczór, w drinkach z kolą złoić zero-siedem najlepszej whisky. można, ale co komu po tym?

ta książka jest taka jak dwie bardzo istotne na świecie rzeczy. jest jak biblia i jest jak człowiek.

jak biblia, bo momentami wystarczy przeczytać jeden akapit, aby mieć dość materiału do rozważania na tydzień.

jak człowiek, bo tak jest skonstruowana. na początku śmieszna i wulgarna, potem dojrzewająca, aby na końcu stać się beletrystyczną dewotką, irytującą staruszką.

główny bohater ma tak dobrane cechy ludzkie, że można szybko się do niego ustosunkować. nie darzyłem go sympatią. zbyt grzeczny, mało błyskotliwy, żeby nie powiedzieć, że miejscami dość tępy i nijaki. co innego osoby, które towarzyszyły mu na łamach kolejnych rozdziałów.

książka jest osadzona w ciekawym czasie i ciekawie wykreowanej przestrzeni niedalekiej przyszłości. prezentowana wizja jest mocna, dlatego szkoda trochę, że zabrakło na końcu niedopowiedzenia. choć mam przeczucie, że jest to "dzieło życia" pana Byreckiego, więc solidna, wyraźna pointa, wyczuwalna kropka na koniec zdania była konieczna.

zdaje się, że więcej nie będzie.

oceniam na 4.