niedziela, 19 grudnia 2010

QR Code

QR Code
URL
http://subjectiv.blogspot.com
Nie jest to jeszcze szczególnie powszechna forma zapisu i przekazywania informacji w Polsce, ale świetnie się do tego nadaje i ma potencjał, bo żeby odczytać taką wiadomość wystarczy mieć urządzenie (jak np telefon komórkowy) z aparatem cyfrowym i aplikacją dekodującą.

Kiedy zacząłem bliżej poznawać technologię kodów dwuwymiarowych (QR Code, ale także DataMatrix, MaxiCode, Aztec Code itp.) okazało się, że jest tu więcej informacji, niż widać gołym okiem.

Dodatkowo, kiedy próbowałem swoich sił w ręcznym utworzeniu obrazu, który być może zawierałby jakąś losową informację, okazało się, że to niemal niemożliwe. Nie należy się więc spodziewać, że obrazek taki jak ten będzie niósł ukrytą informację. udało mi się jednak znaleźć ciekawy przykład, który lekko nagina zamkniętą przestrzeń kodu.

Wszystko za sprawą skomplikowanej matematyki. W kodach QR stosuje się algorytm Reed-Solomon, który pozwala na odzyskanie od 7-30% zawartej informacji, gdy kod jest uszkodzony (częściowo urwany, zamalowany, zaklejony). Dla co ambitniejszych polecam anglojęzyczne tłumaczenie, wraz ze wzorami (w zestawieniu linków na końcu tego wpisu).

Żeby było jeszcze trudniej, ściśle sprecyzowane obszary kodu definiują typ zawartości. Kod może być wydarzeniem z kalendarza, wizytówką kontaktową, adresem e-mail, współrzędnymi geograficznymi, numerem telefonu, wiadomością SMS/e-mail z gotową do wysłania pod konkretny adres treścią, zwykłym tekstem, odnośnikiem internetowym, a nawet zestawem danych potrzebnych do logowania się przez Wi-Fi.

Jak widać zastosowań jest mnóstwo, wystarczy więc aktualny dekoder, by cieszyć się funkcjonalnością kodów na co dzień.

Wikipedia o kodach QR
Wikipedia o algorytmie Reed-Solomon (ang.)
Zakoduj własną informację za pomocą QR Code

piątek, 17 grudnia 2010

Refleksje po SZPAK'u

SZPAK 4
IV Szczeciński Przegląd
Autorskich Kabaretów
25-28 listopada 2010
25-28 listopada 2010 odbyła się czwarta edycja SZPAK'a. Była zdecydowanie najbardziej dojrzała. Może nie było o niej specjalnie głośno, ale artystycznie to była najlepiej skomponowana edycja. Przez 4 dni bawiłem się rewelacyjnie i odkryłem nowe formacje, które na długo zapamiętam.

Moim zdecydowanym faworytem pierwszego dnia konkursowego (26.11)  był Kabaret Numer Dwa (któremu jury przyznało wyróżnienie za niebanalne pomysły sceniczne). Ich program był spójny, a skecze przeplatały się między sobą bardzo płynnie, niekiedy zazębiając się dość głęboko. Miałem wrażenie, jakbym oglądał świetnie skomponowany program w telewizji - sympatyczny dżingiel, charakterystyczne poczucie humoru i główny temat, którym był przystanek autobusowy. Może nie było na sali pełnego szału, wrzawy, ale dla mnie kabaret to nie tylko zabawne show, to także duży procent sztuki i pole do popisu dla coraz nowszych form przedstawiania scenek.

Drugiego dnia dotknęła mnie z kolei rozterka konieczności podjęcia wyboru. Kabaret Róbmy Swoje (trzecie miejsce w konkursie) z programem opartym na samych piosenkach był dla mnie spisany na straty na długo przed SZPAK'iem. Mogę śmiało powiedzieć, że bałem się tego występu, bo piosenka kabaretowa to zwykle marny przecinek w występie, pokazujący muzyczny analfabetyzm kabaretu. Ale nie w tym przypadku. Pokazali nową formę występu, gdzie widz nie przerywa artystom w połowie zdania, gdzie cierpliwie czeka się na puentę, aby dołączyć do pełnej sali oklasków. I tak własnie było - piosenki świetnie przewiązane ruchem scenicznym i charakteryzacją, dające na zakończenie każdej z nich mocnego kopa w ośrodek nagrody w mózgach widzów.

Róbmy Swoje zyskało godnego przeciwnika pod koniec listy występujących kabaretów, gdy zaprezentował się Kabaret Ymlaut. Tu dość klasyczny rodzaj występu, ale zawierający piosenkę kabaretową, która zamiast usadzać występ - ubarwiała go. Poza tym oczywiście świetnie odegrane, niebanalne skecze.

Oprócz tych trzech formacji warto na pewno, pod względem profesjonalizmu, zapoznać się z Kabaretem PUK (nagroda publiczności, druga nagroda w konkursie), oraz zwycięzcą tegorocznej edycji - Kabaretem Dabz. Na uwagę zasłużył także Kabaret Weźrzesz z popisowym numerem "Człowiek Pampers".

Teraz ponownie rok oczekiwania na kolejną edycję, na którą czekam z zaciekawieniem. Ten rok udowodnił, że w kabarecie dzieje się więcej niż by można przypuszczać.

MUZYKA - Mikromusic - 2010 - SOVA

SOVA
Mikromusic
2010
Mikromusic (boże, spraw, aby piszący tę nazwę przez "c" nie błądzili, zawróć ich na właściwą ścieżkę) to jeden z głównych projektów Natalii Grosiak (także La Foy, Digit All Love, Kanał Audytywny).

Pierwsze spotkanie w internetowym Chilli Zet - Motylki. szybkie wyszukiwanie w google, wizyta na allegro i oczekiwanie. najpierw przyszedł Sennik, po jakimś czasie dostępna była także reedycja pierwszego albumu. kupowałem w ciemno. ambitna muzyka, aksamitny głos, wspaniali muzycy tworzący bez presji. Oba krążki przyszły z autografami. Nie ma to, jak kupować z konta managera zespołu.

Jeden minus. Boli mnie kupowanie CD. Wiele bym dał za wersję na płytach dwunastocalowych.

No ale mniejsza o moje techniczne upodobania, czy raczej widzimisię. Przejdźmy do SOVY. Nadmienię, że długo oczekiwana data 15 października stała się koszmarem, gdy okazało się, że w portfelu czarna dziura i kilka starych rachunków ze spożywczaka. Niemniej, gdy tylko nadarzyła się okazja nie miałem wątpliwości, czy brać.

Przy takich albumach słowo shuffle nie powinno nikomu przychodzić do głowy, no chyba że słuchacie muzyki ze swojego dziarskiego iPod'a. Dorastałem w odbiorze zestawu utworów wraz z kolejnymi słuchaniami, bo muszę się przyznać, że promocyjny singiel Niemiłość wcale nie przypadł mi specjalnie do gustu za pierwszym razem, ale to właśnie dlatego, że należy zapoznać się z całą jedenastką. Jedno na pewno mogę teraz stwierdzić, że singiel został bardzo dobrze dobrany, bo (co prawda nie bezpośrednio) wiele mówi o całej płycie.

Skuszę się o kilka słów o każdym z utworów. Zatem po kolei.

OCZKO
Fajny tekst o tym, czym kobieta nie jest. Oczko zdecydowanie nie w głowie i nie w rosole. Smaczny szczegół - ledwo słyszalny szept idący równolegle z wokalem przez 10 sekund począwszy od 2:27. Warto się wsłuchać.

CHMURKA
Płynne przejście do drugiego utworu w towarzystwie ciekawych chórków. zdecydowanie weselej, trochę szybciej. Utwór o życiu chwilą, czyli prosto o szczęściu.

NIEMIŁOŚĆ
Druga po chmurce piosenka w której zdecydowanie sporo refrenowych powtórzeń. Dla niektórych może być to irytujące, przychodzi nawet myśl o tym, że chyba zabrakło pomysłów. Jeden wers zaśpiewany ponad 25 razy to sporo. Generalnie lekka piosenka o tym, że mam w nosie wszystko co mnie wkurza.

JESIEŃ
Najdłuższy utwór na płycie. Dużo śpiewania dźwięków, co uwielbiam w muzyce. Zdecydowanie muzykę wolę odbierać jako melodie niż tekst więc dla mnie to uczta. Treściowo o jesieni, ale zdaje się, że bardziej takiej złotej, jak kiedyś w PZU. Czekam z niecierpliwością na jakiś koncert, bo jest tu sporo miejsca na muzyczną improwizację i doskonałe solówki.

MANNA
O wspominaniu pierwszych, uroczych chwil zakochania, jednorazowych i niezwykłych. Prośba o powtórkę, próbę uwolnienia podobnych emocji pomimo dojrzałości związku.

SŁOWA
Coraz bardziej melancholijnie. Tym razem apel o ostrożność w doborze słów, a jednocześnie piękny tekst o ich sile.

DO KIESZENI
Znów wesoło, ale to jeden z bardziej irytujących dla mnie tekstów patrząc na zwrotki (fragment: "tak niewiele, ale wiele" brzmi strasznie płasko). Nadrabia na szczęście całkiem sympatycznym, bezpośrednim przesłaniem w refrenie.

PORZECZKI
Brzmienie od samego początku bardzo eksperymentalne. Tak samo z tekstem - jest bardzo liryczny i niebezpośredni - pole do popisu w interpretacji.

SZKODNIK
Muzycznie coraz śmielsze dźwięki, a i tekst ciekawy, bo o akceptacji siebie i innych, o zmianach ludzi na siłę i o tym, jakiej reakcji należy się spodziewać po takich zabiegach.

MALINY
Wysokie dźwięki, ciepły wokal i romantyczna, a chwilami nawet nieśmiało erotyczna opowieść.

POR FIM
Portugalski majstersztyk z jednego kosza z japońskim Ame Ni Mo Makezu (Digit All Love). Ciekawy duet damsko-męski, śpiewają nie wiadomo o czym, ale przecież mi wystarczy melodia i brzmienie.

Mikromusic
kilka ciekawych szczegółów i muzycznych inspiracji Natalii można wysłuchać w wywiadzie dla Polskiego Radia

środa, 15 grudnia 2010

Groupon City Deal, czyli wakacje w Kossaku

Groupon City Deal
Zarejestrowałem się za namową Katarzyny. Posiadam profil na każdym większym portalu, tak o, żeby zobaczyć jak to wygląda, jak teraz działa internet, jakie są trendy, więc nawet nie zadawałem pytań. Zwykle nie wracam do tych wszystkich serwisów - bawię się tematem przez dwa tygodnie, by na koniec rzucić go w kąt. Pozostają tylko wiadomości na skrzynce, które uporczywie przypominają mi, że jestem gdzieś zarejestrowany i bardzo tam za mną tęsknią.

Z Grouponem jest o tyle ciekawie, że zasadniczo nie trzeba go w ogóle odwiedzać. Po rejestracji określa się swój rejon zamieszkania i wszelkie oferty lądują na mailu.

Niestety wygląda to zwykle tak, że nie otwierając wiadomości śmiało mogę ją skierować do kosza. Najczęściej oferty dotyczą zabiegów laserowego usuwania owłosienia, SPA, zabiegów kosmetycznych, zniżek na mikrodermabrazję i inne ciekawostki, które zapewne cieszą oko kobiety. Nawet jeśli jestem kobietą to jakąś taką dziwną, że mnie to szczerze mówiąc nie jara.

Ale jestem na szczęście na tyle cierpliwy, że doczekałem momentu, w którym ten agresywny newsletter w końcu zaczął oferować mi rzeczy, nad którymi zacząłem się zastanawiać.

Przede wszystkim kilka słów wyjaśnienia: o co w ogóle chodzi z "gruponem"? Schemat funkcjonowania jest prosty:
1 - Firma/usługodawca udostępnia zniżkową ofertę z ceną mniejszą o co najmniej 50% (zdarzają się i takie po 90% upustu).
2 - Następnie osoby zarejestrowane w serwisie zaklepują sobie kupony. Jeśli zainteresowanych jest odpowiednia liczba osób - oferta zostaje zrealizowana.
3 - Płacimy za kupon i mamy 3 miesiące na wykorzystanie zniżki.

Proste!

Ja osobiście mając w tym roku bardzo ograniczone wakacje chciałem się gdzieś wyrwać. Choćby 2 dni za miastem, gdziekolwiek. Ustaliliśmy sobie za cel Kraków, gdzie w razie wypadku zawsze można przenocować u znajomych.

I tu tydzień później z pomocą przychodzi Groupon - na mailu znalazłem świetną ofertę: 250 zamiast 500 złotych za dobę w Hotelu Kossak ****. Wysoki standard, blisko starego miasta, a w cenie prócz pokoju śniadanie do łóżka oraz dostęp do sauny i fitnessu. Tak o sobie pisali i nie było inaczej. Wspaniale zaprojektowane wnętrza, widok z pokoju na Wawel, perfekcyjna obsługa, możliwość przechowania bagażu poza dobą hotelową, a nawet (szczegół, będący jednocześnie moim marzeniem o idealnym mieszkaniu) głośnik od TV umieszczony w łazience.

Słowem na zakończenie szczerze polecam wakacje z Grouponem, bo podobnych ofert jest więcej, a sam osobiście byłem zadowolony bardziej niż się mogłem spodziewać.

Groupon Polska
Hotel Kossak, Kraków

PS. swoją drogą nie dziwię się, że Google proponuje grouponowi dwa i pół miliarda dolarów w ofercie kupna.

wtorek, 23 listopada 2010

Szczeciński Przegląd Autorskich Kabaretów SZPAK

SZPAK
Szczeciński Przegląd
Autorskich Kabaretów
2007-2010
czwarta edycja. siedzę w tym od samego początku. jestem nadwornym grafikiem najbardziej znanego w świecie polskiego kabaretu ptaka.

pierwsza edycja to był mój pierwszy plakat, pierwszy raz usłyszałem o CMYKu, o spadach i w końcu w pełni zrozumiałem co to jest do cholery to dpi.

od tamtej pory wiele się zmieniło, wiele się nauczyłem. kontaktowi z Grześkiem zawdzięczam wbrew pozorom bardzo istotne powiązanie mojego życia z kabaretem. poznałem całą tę machinę od kuchni. próby, organizacja festiwalu, zabawa w zapasowego dźwiękowca. z czasem okazało się, że wiem sporo, zatem kabaret przestał być mi obcym, "takim jak każdy" zleceniodawcą grafik i stron internetowych. zacząłem być poniekąd jego częścią.

tegoroczna edycja mimo potyczek organizacyjnych ruszy już za 2 dni. we czwartek polskie radio, potem 3 dni w pleciudze. sporo znanych nazwisk, telewizyjnych twarzy i sporo zabawy, wszystko przed nami.

w zeszły poniedziałek w pociągu do Wrocławia padały słowa goryczy o mentalności szczecińskiej widowni - prawie pół miliona osób, wśród których trudno dotrzeć do 300, które przyjdą świetnie się zabawić. ale o tym już było przy okazji Poligonu. w przedziale rozwinął się też wątek promocji i tu wymsknęły mi się słowa dość spontaniczne - hasło reklamowe, nieco w żartach - kto nie przyjdzie, ten skisł. jak się okazało - to wcale nie było takie głupie. pomysł został wyjęty z szuflady - zapraszam do zapoznania się z wywiadem.

SZPAK

piątek, 19 listopada 2010

Restart Androida

Google Android
długo czaiłem się na telefon Era G1. wpadł w moje ręce ponad rok temu, w tej chwili jest dość przestarzałym sprzętem na wersji 1.6 googlowego "oesu", co nie zmienia faktu, że nadal spełnia moje oczekiwania co do wielofunkcyjnego urządzenia mobilnego.

przede wszystkim G1 szczyci się jako jeden z niewielu pełną, fizyczną klawiaturą QWERTY, gdzie nawet każda cyfra ma swój oddzielny przycisk. rzadko spotyka się takie rozwiązania, a to daje o wiele większy komfort pisania niż każda jedna klawiatura dotykowa, na nawet największej przekątnej ekranu. można na niej pisać od razu, bez zbędnych zmian w przyzwyczajeniach. dodano tu także uproszczenie, umieszczając e-mailową "małpkę" na oddzielnym przycisku, ale do rzeczy.

ponad rok to dużo czasu, zatem miałem okazję już kilka razy restartować telefon zmasakrowany różną ilością aplikacji ściąganych zwykle dla zabawy, lub po prostu, żeby je sprawdzić, stwierdzić że nie są niczego warte i usunąć.

za każdym razem kiedy to robiłem, zastanawiałem się nad tym, ile aplikacji tak na prawdę służy mi na co dzień. zwykle zakładałem, że w sumie prawie nic nie muszę ściągać, że sam system mi wystarcza, ale za chwilę pojawiały się braki, które musiałem uzupełnić.

i oto pojawiła się lista androidowego niezbędnika. tak jak na każdym komputerze z windowsem instaluję na świeżym systemie gadu-gadu, google talk, pakiet open office, google chrome itd, tak i tu - zawsze ściągam ten sam, niezbędny pakiet.

są to (alfabetycznie):

- Basic Weather - potężny zbiór "widżetów" pozwalający na wyświetlanie prognozy pogody, ale i ciekawych informacji kalendarzowych.

- BatteryLife - świetny, rozbudowany pod względem dostępnych opcji widget pokazujący procentowe wykorzystanie baterii, jej temperaturę, moc, a także ikonę ładowania (z kabla/ z USB).

- Bebbled - kto by pomyslał, ale jednak - najlepsza "kulkowa" gierka na zabicie czasu, czy to w pociągu, czy (jeszcze do niedawna) na nudnym wykładzie.

- Color Flashlight - czyli po prostu latarka - wbrew pozorom ciężko się czasem obejść, kiedy już się człowiek przyzwyczai.

- Gmail Unread Count - widget pokazujący na ekranie obok ikony poczty ilość nieprzeczytanych wiadomości.

- Log2Calendar - czyli odkurzacz na esemesy i raport połączeń - wszystkie wybrane dane wysyła do kalendarza google, dzięki czemu niezależnie od pojemności telefonu możemy się cieszyć pełną historią naszych esemesów.

- NewsRob - świetny klient usługi Google Reader (czytnik google), dzięki któremu łatwo i przyjemnie można nadrabiać zaległości z ulubionych serwisów udostępniających kanały Atom/RSS. posiada wbudowany widget, który tak jak Gmail Unread Count, pokazuje ilość nowych aktualizacji.

- Simple Last.fm Scrobbler - prosta aplikacja wysyłająca do last.fm informacje o odtwarzanych na telefonie utworach.

i to by było tyle. bez nich się nie ruszam, ale są jeszcze dwie, o których warto wspomnieć - są to Barcode Scanner oraz 8pen.

pierwsza z nich to po prostu czytnik kodów kreskowych, kodów QR itd. widać je w mediach różnego typu coraz częściej, więc jest to (rzadko, ale jednak) przydatna aplikacja.

drugą z kolei polecam ciekawskim. 8 pen jest alternatywą dla tradycyjnego układu klawiatury. jest wręcz jej redefinicją, bo jeśli się do tego przyzwyczaić - jest chyba najlepszą opcją do pisania jednym palcem za pomocą ekranu dotykowego.

wtorek, 16 listopada 2010

Poligon Kabaretowy

Poligon Kabaretowy
2010
dziś o 06:00 nasz pociąg wylądował w szczecinie. w ciągu około 20 godzin odwiedziłem z Szarpaniną Wrocław (wstyd się przyznać, że byłem tam po raz pierwszy) gdzie wzięliśmy udział w comiesięcznym Poligonie Kabaretowym, który ma miejsce w bardzo przyjemnym, klimatycznym miejscu - Włodkowica 21.

zdecydowanie pod wrażeniem lokalu, ale przede wszystkim publiczności i mentalności tamtejszych mieszkańców. impreza o takim klimacie w Szczecinie byłaby nie do zrobienia nie dlatego, że nikt nie potrafi - po prostu u nas nie ma zainteresowania. a Wrocław? ci ludzie po prostu garną się do kultury - jeśli coś się dzieje, to są tam widzowie, uczestnicy, jakkolwiek by ich nie nazwać - ludzie po prostu przychodzą. w przypadku Poligonu zachwyca mnie to tym bardziej, że (jak widać na załączonym obrazku) plakat nie jest jakiś super zachęcający.

zdawało mi się, że haczyk może tkwić w kwestii niesamowicie dobieranego, zmiennego i zaskakującego repertuaru, ale odwiedzając dziś stronę kabaretu prowadzącego te spotkania wręcz rozczarowałem się - zmiany z miesiąca na miesiąc są nieznaczne, na dodatek, co już wiem z autopsji - cały program jednej edycji trwa 3-4 godziny, a ludzi w trakcie nie ubywa. nawet zdecydowanie zbyt długie gadanie konferansjerów nikogo tu nie odstrasza, nikt nie rezygnuje.przeciwnie, śmiechy nie ustają do samego końca.

zatem wszystko zdaje się być wyłącznie kwestią publiki - nie mają plakatów, nie mają super "pi-aru" - mają stronę, fejsbuka i pocztę pantoflową. i podczas gdy tam to jest wystarczające, aby zawalić salę ludźmi - w Szczecinie ciężko zagonić pałą 300 osób w jedno miejsce raz do roku - rozwinięta do szczytów forma reklamy, tysiące w(y)rzucone w druk, a efekty marne.

Poligon Kabaretowy
Włodkowica 21

piątek, 5 listopada 2010

SZCZECIN - Westiwal, Sztuka Architektury

Westival, Sztuka Architektury
2010
spostrzeżenia chwilę po otwarciu kolejnej (zdaje się czwartej) edycji szczecińskiego miesiąca poświęconego architekturze.

przede wszystkim nasuwa mi się z obawą, ale jednak, że "nie warto". mocno przerysowując jest to lansiarska impreza środowiskowa, nie mająca nic wspólnego z promocją sztuki architektury. nic nie mówiące, ideologiczne, pięknie brzmiące, a nic nie mówiące nazwy wykładów i wystaw nie budzą we mnie (jako niemal już byłego studenta architektury) większego zainteresowania, a co dopiero kogoś zupełnie nie związanego z branżą...

zbyteczny patos jak na tego typu treści. wykład otwierający to była totalna klapa, dziecinada. z wystaw na piętrze wskazałbym na palcach jednej dłoni co było godne zatrzymania się na dłużej. przede wszystkim poszedłem tam dla części, którą przygotowała Magdalena Hinz - z czterech instalacji dwie wyjątkowo godnie się prezentujące.

ale niestety poza tym, to jak na taką ilość autorów było wyjątkowo płasko i nudno, jakby ktoś próbował ich tam wrzucić na siłę. obszedłem wszystkie sale dwukrotnie, błagając o błyskotliwe zaskoczenie. zaskoczyłem się brakiem impulsu, trudno zachwycać się czymkolwiek na siłę.

wyniosłem z otwarcia imprezy (oprócz folderu i ulotki) niestety niezbyt pocieszający, luźny wniosek, że architekci to niekonkretni ludzie, którzy nic nie robią. zawsze tylko próbują. wciąż słyszę o "próbie określenia czegośtam", że "projekt jest próbą zdefiniowania tego i owego", a "w takim a takim eksperymencie staramy się znaleźć to a tamto". i rzadko kończy się to powodzeniem. wstydzimy się stwierdzeń, co zresztą widać po życiu projektowym - proces twórczy nie powinien mieć końca. można rzeźbić w zakresie obranego tematu w nieskończoność, ponieważ nigdy nie dochodzimy do perfekcji, a ostatecznie i tak musimy go przerwać "a bo czas/ prawo/ pieniądze". każdy ze smutkiem stwierdza, że "miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze". zawód, w którym jedyną perspektywą jest ta na planszy z wizualizacją projektu.

otwarcie oceniam zatem na 2 w skali studenckiej, jednak z możliwością poprawy w drugim terminie. przed nami cały miesiąc i kilka ciekawie zapowiadających się wydarzeń, także być może uda mi się jeszcze w akcie pokuty powiedzieć coś miłego na ten temat.

wtorek, 2 listopada 2010

SIC! Szczecin, I Care!

SIC! Październik 2010
nowy szczeciński informator kulturalny. mamy HOT magazine, ECHO, Prestige i inne szczecińskie, cykliczne darmówki. każda trafia do jakiegoś określonego grona, ma swój "target". SIC! nie konkuruje z żadnym z nich. jest czymś nowym. bardziej do poczytania. jest magazynem bardziej wyselekcjonowanym, skierowanym na sztukę, teatr, artyzm, ciekawe eventy. nie znajdziemy tam na pierwszej stronie reklamy popijawy w City Hall'u, nie znajdziemy też oczojebnych promocji na browar.

prócz rekomendacji wydarzeń, relacji z wystaw, recenzji albumów muzycznych, czy literatury jest tu też miejsce na krótkie teksty na dowolny temat, do poczytania przy kawie. w pierwszym numerze Przemek Głowa opisuje nam historię cmentarza centralnego, który wczoraj wiele osób odwiedziło w ramach święta. nie trzeba jednak czekać do kolejnego 01.11 - po przeczytaniu tekstu w domu, tramwaju, czy kawiarni na pewno część osób wybierze się tam na spacer po prostu pozwiedzać.

co ciekawe - nie jest tak, że nie ma reklam. są one po prostu bardzo dobrze dokomponowane. rygor graficzny daje doskonałe efekty, bo w większości przypadków nie da się na pierwszy rzut oka określić, czy dany fragment jest przez kogoś opłacany, czy to może fragment czysto z rąk redakcji.

dodatkowo nie dość, że SIC! ma niestandardowy, kwadratowy format, to ciekawostki wydawnicze czekają także we wnętrzu. środkowa strona przygotowana do wyrwania, złożona na 4 części daje nam możliwość nie rozstawania się z ciekawym, wyszukanym repertuarem na dany miesiąc, natomiast przedostatnia strona to równie innowacyjny pomysł - perforowane mini-wizytówki. reklamy, które można zabrać sobie na później, bez konieczności targania latem książeczki z grudnia.

SIC! do zgarnięcia w szczecińskich lokalach, a także w PDF'ie na oficjalnej stronie magazynu.

SIC! Szczecin, I Care!
SIC! na Facebook'u

poniedziałek, 1 listopada 2010

KSIĄŻKA - Wielki Chrzest Ziemi

Wielki Chrzest Ziemi
Jerzy Byrecki
2010
powieść jednego z doktorów z mojej uczelni. zupełnie niespodziewana publikacja, choć po namyśle - dość oczywista. ten życiowy multiinstrumentalista mógłby wydać breakcore'ową epkę, lub spędzić resztę życia w wiosce w Peru. jest nieprzewidywalny, dlatego rzeczy nieprzewidywalne nie powinny zastanawiać. ma wiedzę i jest inteligentny, co razem składa się na jego mądrość. nie wiem, jak czyta się te ileś-set stron komuś zupełnie przypadkowemu. znajomość autora na pewno zmienia odbiór. w każdym razie, tak jak kiedyś nakręcił film, tak teraz napisał książkę.

można ją łyknąć w jeden wieczór, tak samo, jak można w jeden wieczór, w drinkach z kolą złoić zero-siedem najlepszej whisky. można, ale co komu po tym?

ta książka jest taka jak dwie bardzo istotne na świecie rzeczy. jest jak biblia i jest jak człowiek.

jak biblia, bo momentami wystarczy przeczytać jeden akapit, aby mieć dość materiału do rozważania na tydzień.

jak człowiek, bo tak jest skonstruowana. na początku śmieszna i wulgarna, potem dojrzewająca, aby na końcu stać się beletrystyczną dewotką, irytującą staruszką.

główny bohater ma tak dobrane cechy ludzkie, że można szybko się do niego ustosunkować. nie darzyłem go sympatią. zbyt grzeczny, mało błyskotliwy, żeby nie powiedzieć, że miejscami dość tępy i nijaki. co innego osoby, które towarzyszyły mu na łamach kolejnych rozdziałów.

książka jest osadzona w ciekawym czasie i ciekawie wykreowanej przestrzeni niedalekiej przyszłości. prezentowana wizja jest mocna, dlatego szkoda trochę, że zabrakło na końcu niedopowiedzenia. choć mam przeczucie, że jest to "dzieło życia" pana Byreckiego, więc solidna, wyraźna pointa, wyczuwalna kropka na koniec zdania była konieczna.

zdaje się, że więcej nie będzie.

oceniam na 4.